Ostatnio zniesmaczona poziomem programów telewizyjnych oraz opłakanym stanem rynku muzycznego zaczęłam głęboko zastanawiać się nad definicją słowa "gwiazda". "Gwiazdami" bardzo często nazywane są: aktorki/aktorzy, piosenkarze/piosenkarki. Nie trudno wpaść na to, że w tych profesjach można wyróżnić dwa typy ludzi: tych z odpowiednim wykształceniem i tych bez profesjonalnego przygotowania. Tak więc moim zdaniem mianem "gwiazdy" określa się osobę, która nie posiada odpowiedniego wykształcenia na to aby być nazywaną aktorką lub aktorem a trzeba jakoś te osobę nazwać, zakwalifikować. Ostatnio miałam okazję oglądać fragment programu Magdy Mołek z Kasia Cichopek w roli głównej - myślałam, że krew mnie zaleje jak na pytanie M.Mołek: "Czy marzysz żeby zadzwonił do Ciebie jakiś reżyser?", Kasia C. odpowiada: "Marzę żeby zadzwonił ktokolwiek". Mam nadzieję, że ta wypowiedz była nieprzemyślana bo niby jakim prawem ktoś kto nie jest aktorem ma prawo domagać się roli w filmie. Kasia Cichopek z wykształcenia jest psychologiem, potrafi też dobrze tańczyć, ma rolę w serialu, nieźle tańczy i współprowadzi program "Jak oni grillują" - i to wszystko, bynajmniej nie jest aktorka czy tancerką. Mam dosyć tego typu "gwiazd" - chcę oglądać w filmach (w kinie czy telewizji) osoby, które skończyły PWST czy inne podobne uczelnie; chcę zobaczyć jakich fachowców "produkują" te szkoły, jaki poziom reprezentują. Nie potrzebuję gwiazd filmowych - chcę dzielić aktorów na dobrych i złych. To samo w światku muzycznym - chcę słuchać muzyki wykonywanej przez fachowców - są przecież tacy wykonawcy jak: prof. Krzysztof Penderecki, Małgorzata Walewska, Anna Maria Jopek, Maria Peszek, siostry Przybysz, itp itd. Zamiast czerpać z wartościowych wykonawców i promować ich w radiu/tv promowany jest jakiś komercyjny "shit" - bo co proste i łatwe trafi do szerokiego grona odbiorców, niestety płytkiego grona.
Reasumując: jestem osobą zainteresowaną konkretnym wykształceniem, konkretnymi umiejętnościami i konkretnymi osiągnięciami.
niedziela, 23 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Popieram postulat!
Ponadto chętnie dołożę się na „uczciwy zegarek” dla telewizji publicznej! Jeśli godzinę przed filmem spiker zapowiada, że seans rozpocznie się o 20.20, to dlaczego, do cholery rozpoczyna się o 20.27???
Bo muszę się najpierw napatrzeć na nowego volvo albo innego volkswagena, dowiedzieć się, że jestem prawdziwym mężczyzną używając Gillette lub podziękować mojemu agentowi i zadzwonić pod link4!!!
A wieczorem przez kolejne 8-9 minut opóźnienia robię rundkę po wszystkich browarach w Polsce, zaczynając od zagadek Knapika, co nowego na etykietach Tyskiego, brnąc przez puszczę z dzikimi Żubrami, kończąc wreszcie w Tatrach z pijanymi góralami, którzy wilków się nie boją.
Wtedy jestem już tak pijany, że nie pamiętam, co miało „lecieć”...
I to wszystko tylko w „publicznej”...
Prześlij komentarz