Postanowiłam, że sprawię sobie prezent i właśnie dzisiaj wybrałam się do Empiku w celu wyszukania najsłodszego, maleńkiego, różowego notesiku. Od dzisiaj moja śliwkowa torebka ma nowego mieszkańca - różową landrynkę, którą zawsze będę miała przy sobie, więc bez względu na czas i miejsce będę mogła notować moje złote zasady. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że jestem an tyle wolną osobą, że mogę sama sobie te wolność ograniczyć przez spisanie i trzymanie sie pewnych zasad. Beniamin Franklin wpadł na to już dawno temu i był pierwszy - stworzył 'nowy typ człowieka' SELF MADE MAN! A ja mogę tylko dodać, że chce być THE NEW WOMAN, SELF MADE WOMAN a to można osiągnąć tylko dzięki tresurze własnego charakteru. Jestem najmniejszym państwem świata i muszę spisać konstytucję a później jej przestrzegać.
Cel nr 1: zapisać mój różowy notatnik złotymi postanowieniami, prawami, obowiązkami;
Cel nr 2: wybrać z landrynki najważniejsze punkty i się ich trzymać.
czwartek, 13 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
10 komentarzy:
Już teraz wiem, dlaczego szata graficzna Twojego bloga skłania się ku plum-pink-colored:)
Pozdrawiam:)
Hahaha, a mnie najbardziej śmieszy to, że ten wpis jest taki nieporadny. zapomniałam też opisać, że jak stałam z moim różowym notesem w kolejce (aby za niego zapłacić) to wepchnęła mi sie przed nos 'jakaś baba stara' i mówi to mnie: "O tutaj jest chłodniej" - ja na to nic; miała w reku jakiś kalendarz na ścianę i zamiast go kupić to ona zaczyna pieprzyć do kasjerki: "Widzi pani, mam taki problem; mam problem ponieważ ten kalendarz, tutaj ten obrazek przypomina mi Hemingłeja (a będę złośliwa) i ten kalendarz jest tutaj zakrzywiony (i takie tam srutututu gacie z drutu)". Ja nerwowo ruszyłam do kolejnej kasy - pani skasowała: 18.99. Podałam 20zł i normalnie myślałam , że nie uwierzę ale po raz milionowy w moim życiu słyszę text: "Mogę być grosik dłużna?". Więc ja przemawiam do niej (a za mną kolejka): "Jak nie ma pani jednego grosza to niech pani wyda dwa". A ta mi gada: "Nie mam nawet 2" - nosz kurwa, ciekawa jestem czy jak mnie by tak chętnie obniżono cenę o 1 grosz. Wyszłam jakaś podminowana. Ruszyłam w kierunku księgarni językowej - jest to czego szukałam i na co zbierałam od dłuższego czasu "The Norton Antology - English Literature" - są dwa tomy - każdy za 209zł. Targam księgi do kasy (każda księga to prawie 3 tysiące stron). Kładę na ladzie i mówię, ze zniżką studencką poproszę - i szczęśliwie pani nie prosiła o legitymacje, a miałam niepodbitą ;) zaoszczędziłam prawie 50zł :)Dumna targałam tomiska do domu w 2 siatach ;)
Dlaczego nieporadny?:). Jeśli ten notesik - nowy mieszkaniec Twojej torebki jest dla Ciebie ważny, to jak najbardziej zasługuje na zpis w blogu...
A chyba jest ważny, skoro nie wspomniałaś o umęczonych niesieniem tomisk rękach i samych pozycjach literaturowych, na które od jakiegoś czasu odkładałaś.
Na pewno jest ważny i myślę, że może być w pewnym sensie Twoją tarczą...
A tak z innej beczki - tak się jakoś składa (przynajmniej raz się złożyło), że twoje posty prowokują mnie do pisania moich:). Tak własnie stało się z "0/1". I była to "trzydniówka";)
Zresztą mówiłem Ci, że lubię Twoje pisanie...:)
Taki nieporadny i prosty ten opis. A mój różowy notes (osobiście nie przepadam za tym kolorem landrynkowym ale wczoraj postanowiłam, że musi być różowy i koniec. Zapotrzebowanie mojego organizmu - będzie moja tarczą... tarcza - coś w tym jest; ja chyba czuję się pewniej kiedy mam coś spisane.
Ja w ogóle sporo czytam - głównie literatura angielska i amerykańska. a teraz mam 2 wypasione tomiska - zbiór dzieł, jakie to fantastyczne uczucie mieć w posiadaniu taki skarb.
Oj, z czytaniem u mnie nie najlepiej... Od czasu przeprowadzki, prawie wszystkie książki mam jeszcze zapakowane w kartonach. A będzie już ze dwa lata;). Po prostu idę na łatwiznę, niestety.
Niestety, bo ...chyba też powinienem kupić sobie notesik. Niekoniecznie landrynkowy;)
"Są tylko dwie postawy wobec życia: wojownika i ofiary.
Musisz zdecydować, czy chcesz rozdawać karty, czy grać kartami podanymi.
Jeśli nie podejmiesz żadnej decyzji, życie rozegra partię... twoim kosztem" - to taka sentencja na piątek:). Dobranoc:)
W życiu chyba trzeba nam być i ofiarą i wojownikiem - z resztą taki nasz los, nie ma osoby, której życie usłane byłoby tylko różami. Trzeba umieć być ofiarą, trzeba nauczyć się być świadomą ofiarą - jeśli zdamy sobie sprawę z naszego położenia, wtedy będziemy wiedzieli kiedy zacząć świadomie walczyć. Trzeba uciekać od bycia ofiarą - trzeba tylko wyczaić moment, rozpoznać sytuację i w odpowiedniej chwili zacząć walczyć.
Niepokoi mnie jedna rzecz, że wiele kobiet ma niestety tendencję do 'bycia ofiarą' i pozostawania w tym stanie. Często jest tak, że znajdujemy się w sytuacji niekomfortowej (często są to sytuacje damsko-męskie) - w momencie kiedy kobieta zda sobie sprawę, że jest w niekorzystnym dla niej układzie często mówi z duma i zaciętością "Zobaczymy jak będzie, zobaczę co sie zmieni, poobserwuję, ha!". Ja na pytanie "czy coś sie zmieni?" mam zwyczaj odpowiadać "nie, nic się nie zmieni". moment, w którym wyczuwamy dyskomfort jest znakiem do rozpoczęcia walki - walki o siebie; a tzw. "obserwowanie" to jedynie świadome utrzymywanie zaistniałej sytuacji. I niestety przykro, że wiele kobiet nie potrafi wtedy zawalczyć - zgrywamy się tylko zamiast działać.
A jak jest z mężczyznami, oni chyba od razu rozwiązują problem? Facetów nie interesuje 'sranie w banie przeczekanie' hehehe
O do jakich głębokich przemyśleń skłonił mnie ten Limeryczno Chimeryczny cycat :P
Masz rację - wiele kobiet zgadza się na bycie ofiarą, niestety. Przeczekują, liczą na to, że będzie lepiej, że się poprawi... Nic się nie poprawi! Może być tylko gorzej...
Tak, u facetów nie ma "srania w banię". Piszę to we własnym imieniu.
Chyba troszkę uzupełnię ostatni mój komentarz.
Myślę, że jest to trochę tak, że ciągle dominuje "wyższość" płci meskiej nad żeńską.
Dominacja ta jest pieczołowicie chroniona właśnie przez nas (mężczyzn).
I między innymi dlatego kobiety godzą się pełnić rolę ofiary częściej, niż mężczyźni.
To "częściej, niż mężczyźni" jest taką moją furteczką:)
Jeśli mnie sprowokujesz, to może troszkę tą furteczkę uchylę:)
Napisałem ostatnio, że "uchylę furteczkę" w sprawie "srania w banię przeczekanie" CZĘŚCIEJ występującego u kobiet, niż mężczyzn:).
Miałem nawet zamiar napisać posta, ale nad samym tytułem głowiłem się niemało. Zacząłem od: "Koniec męskiej dominacji?". Ech... nie bardzo, bo co z krajami islamskimi No to "Koniec męskiej dominacji w Europie?". Też nie bardzo - bo co ze Szwajcarią?... Mało tego! Co z matriarchatem, który do dzisiaj funkcjonuje w Chinach i na obszarach Sahary?
Najłatwiej byłoby mi "wkleić" lilka linków ze stron internetowych, traktujących o kobietach i ich "pozycji" i miałbym z głowy;).
Tylko po co?
Tak na prawdę chodzi tylko i wyłącznie o moje własne zdanie, a nie interpretację dziejów płci pięknej.
NAPISZĘ WIĘC KRÓTKO: Nie zawsze kobieta pełni rolę ofiary. Myślę, że nie muszę szukać daleko, bo właśnie Ciebie mogę uznać za Osobę nie odgrywającą roli ofiary. Poza tym znam dosyć bliską mi osobę, która w pewnym momencie przestała taką rolę pełnić.
I tu zaczyna się dziać coś niesamowitego. Kobieta przestająca grać rolę ofiary błyskawicznie zyskuje w oczach mężczyzny. Do tego stopnia, że często dochodzi do "zrównoważenia" partnerskiego lub wręcz odwrócenia ról.
Zamiesciłaś świetny post "Nachalna dziewucha" z "Mądrościami Justyny". Nierzadko jest tak, że goniący króliczka właśnie w tym momencie staje się uciekającym króliczkiem, "ściganym" płaczliwymi wezwaniami drogą niekoniecznie elektroniczną;).
Cóż, nie jest to zjawisko lawinowe (bo nie jest), ale czasem mężczyzna też pełni rolę ofiary:).
Może niezupełnie piszę tutaj o sobie w roli ofiary, ale dobrze wiem, o ile więcej dawałem (daję) z siebie (i siebie) kobietom bez syndromu "ofiary"... Co w żadnym stopniu nie umniejsza mojej roli jako mężczyzny! Ba! Stanowi bardzo silną motywację do DZIAŁANIA. A często faceci zamiast DZIAŁAĆ, tylko... MÓWIĄ.
Słodkich snów Fascynacjo:)
Prześlij komentarz