czwartek, 18 grudnia 2008

Kto pierwszy ten lepszy?

Czasem zastanawiam czy 'kobiecy podryw' może być skuteczny... sprawdźmy zatem jak mi poszło!

Ja:
"Trzyma mnie ostra insomnia; nie sypiam po nocach - znasz jakieś wyjątkowo nudne pozycje literackie?"

Marcinh:
"Imie Rozy :"

Ja:
"a jest wydanie po norwesku lub szwedzku?"

Marcinh:
"aramejski"

Ja:
"w miękkiej czy w twardej okładce?"

Marcinh:
"te wydania są bez okładki"

Ja:
"czy to wydanie na papirusie, papierze czy cyfrowe?"

Marcinh:
"na drewnie"

Ja:
"w formie drewnianych paneli, parkietu czy płotu?"

Marcinh:
"płotek"

Ja:
"Ile metrów tego jest?"

Marcinh:
"666"

Ja:
"669 wezmę. Proszę skontaktować się z nr gg: XXXXXXX i ustalić szczegóły transferu"

W tym miejscu mijają 2 tygodnie - Pan odpisał od razu ale ja bałam się otworzyć maila, bałam się odrzucenia; wyszłam z założenia, że jeśli będzie miał ochotę na 'transfer' to się odezwie. Nie odezwał się, więc krótka piłka - dostałam kosza i tyle. Dzisiaj postanowiłam otworzyć maila - czego tu się bać, ja prowadzę "badania" jak by nie patrzeć.


Marcinh:
"sprzedaje tylko w pakietach 666"

Ja:
"to rezygnuję w takim razie z usługi"

I proszę bardzo, udało mi się wyjść z twarzą. A teraz sobie myślę, że ja jako kobieta mogę przyjąć bardzo wygodną dla mnie pozycję - nie zdobywcy ale celu. jest to o wiele łatwiejsze i szczerze współczuję mężczyzną, że muszą sobie radzić z "koszami". Reasumując, jako kobieta ograniczę się tylko do puszczenia oczka lub słodkiego uśmiechu i ani kroku dalej.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hm... Moje wnioski z waszej konwersacji są nieco odmienne. Myślę, że trudno mówić tu o "wyjściu z twarzą", bo okoliczności nie wskazują, że ktokolwiek został pokonany czy odrzucony. Na tym etapie doszło do zawoalowanego flirtu, nic ponadto.
A po dwóch tygodniach grzecznie dałaś "rozmówcy" do zrozumienia, że nie masz już ochoty kontynuować konwersacji.
Zachowawczo? Bo kto pierwszy, ten lepszy?

I taka myśl mnie naszła:
CZY LEPIEJ DAĆ KOMUŚ KOSZA NA SIŁĘ I Z ŻALEM (tak na zapas, by odrzucić, a nie zostać odrzuconym), CZY DOSTAĆ KOSZA?
Ja swoją odpowiedź mam, a Ty?

Anonimowy pisze...

W ostatniej ze scen filmu "Casablanca":

Rick: Last night we said a great many things. You said I was to do the thinking for both of us. Well, I've done a lot of it since then, and it all adds up to one thing: you're getting on that plane with Victor where you belong.

Ilsa: But, Richard, no, I... I...

Rick: Now, you've got to listen to me! You have any idea what you'd have to look forward to if you stayed here? Nine chances out of ten, we'd both wind up in a concentration camp. Isn't that true, Louie?

Renault: I'm afraid Major Strasser would insist.

Ilsa: You're saying this only to make me go.

Rick: I'm saying it because it's true. Inside of us, we both know you belong with Victor. You're part of his work, the thing that keeps him going. If that plane leaves the ground and you're not with him, you'll regret it. Maybe not today, maybe not tomorrow, but soon and for the rest of your life.

Ilsa: But what about us?

Rick: We'll always have Paris. We didn't have it before...we'd...we'd lost it until you came to Casablanca. We got it back last night.

Ilsa: When I said I would never leave you...

Rick: And you never will. But I've got a job to do, too. Where I'm going, you can't follow. What I've got to do, you can't be any part of. Ilsa, I'm no good at being noble, but it doesn't take much to see that the problems of three little people don't amount to a hill of beans in this crazy world. Someday you'll understand that. Here's looking at you, kid.

Renault: Well, I was right. You are a sentimentalist...What you just did for Laszlo, that fairy tale you invented to send Ilsa away with him. I know a little about women, my friend. She went, but she knew you were lying.

Anonimowy pisze...

Nie wiem, dlaczego akurat przypomniała mi się "Casablanca":). Może dlatego, że Rick wbrew swoim uczuciom, wbrew sobie, odrzuca Ilsę, którą ciągle kocha...
To trochę taki "samobójczy kosz z premedytacją"...

Fascynacja pisze...

Hmmmm, ale mój rozmówca się nie odezwał w ciągu 2 tygodni a miał mój nr gg ;) Myślę, że warto jest dać kosza zawsze wtedy jak coś nam się nie podoba, jak mamy wątpliwości, kiedy nie czujemy się komfortowo.

Anonimowy pisze...

"W tym miejscu mijają 2 tygodnie - Pan odpisał od razu ale ja bałam się otworzyć maila, bałam się odrzucenia; wyszłam z założenia, że jeśli będzie miał ochotę na 'transfer' to się odezwie.".
- w takim razie zmylił mnie fragment, ze pan odpisał od razu i że bałaś się odrzucenia.
Rozumiem, że odpisał na skrzynkę pocztową, a nie odezwał się na GG... Tylko nurtuje mnie twoja obawa otworzenia maila...

A co do kosza, sprawa jest jasna - jeśli coś jest nie tak, jeśli czujemy się niekomfortowo, to nie ma sensu próbować tworzyć szczęścia na siłę.

Fascynacja pisze...

Tak ten pan odpisał od razu ale ja nie otworzyłam maila - bała się, że skoro nie napisał na gg to w mailu siedzi "kosz".

Anonimowy pisze...

Myślę, że to dobrze, że się bałaś maila otworzyć. "Dobrze", bo to naturalne. Nikt nie lubi odrzucenia. "Kosz" często obniża samoocenę. No bo jak to? Dlaczego? I zaczyna się myślenie, że ze mną jest coś nie tak, muszę być jakimś ułomkiem, ech, do niczego się nie nadaję... I mamy gotowe poczucie własnej zerowej wartości.
Tylko, że dzieje się to tylko w naszej głowie. A może nie "tylko". Może właśnie to jest najważniejsze, co sami sądzimy o sobie? Co?

A wracając do "koszy". Przecież nigdy nie jest tak, że każda poznana osoba jest tym kimś, kogo szukamy i kto spełnia nasze oczekiwania. No i zonk! Czyli "kosz"... Co nie znaczy, że osoba ta do niczego się nie nadaje!
"Kosz" o niczym nie świadczy. Nie stanowi o osobie otrzymującej "kosza"...
A, że bije w nasze ego? Cóż:)... Nie wszyscy nas kochają:).